{Muzyka}
Gdyby blondyn mnie nie trzymał w żelaznym uścisku, pewnie pobiegłabym i zepchnęłabym go z dachu. Przynajmniej pozbyłam się jednego z moich problemów, które powstały w momencie zobaczenia na własne oczy tego drania pozbawionego jakichkolwiek skrupułów. Nagle cały smutek odpłynął daleko stąd, zastąpiony przez niepohamowaną złość. Ale co to da? I tak nigdy nie cofną czasu i zdarzeń, które nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Niemalże czułam, jak ktoś sięga dłonią w głąb mojego serca i rozdrapuje starą ranę, która ponownie zaczyna pulsować dławiącym bólem. Biłam Marco po klatce piersiowej zaciśniętymi pięściami, próbując się wydostać.
- Jeszcze ci mało?! Zbyt mało mnie skrzywdziłeś?!- krzyknęłam w stronę Moritza, raniąc do dogłębnie. Miałam to gdzieś, co czuje w tej chwili. On tam nie miał na uwadze moich uczuć, kiedy... Pociągnęłam nosem, chowając twarz w zagłębieniu szyi piłkarza.
- Daj mi się, chociaż wytłumaczyć, Lizz. Proszę, ten ostatni raz- poprosił zdławionym głosem, na jaki kilka temu jeszcze bym pewnie się nabrała jak ta idiotka. Nawet na niego nie spojrzałam, dając mu do zrozumienia wszystko, co chciałam przekazać moją postawą. Zaczął rozmawiać z Marco, na co kompletnie nie zwracałam uwagi. Wszystkie ich słowa zbiły się w jedną zbitą masę, tworząc szum. Właściwie... dlaczego musiał przyjechać tutaj akurat kiedy ja tu jestem? A mogło być tak pięknie.
- Ciii, spokojnie. Już go tu nie ma- wyszeptał mi do ucha mój 'wybawca' na co momentalnie podniosłam głowę ku górze. Spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze kilka minut temu stał Mo. Odsunęłam się delikatnie od niego, stawiając kilka kroków w tył, tworząc bezpieczną przestrzeń między nami. Oddychałam głęboko, próbując opanować cały ogrom emocji, który wezbrał gwałtowną falą w mojej głowie.
- Wszystko popsuł. Jak zwykle!- warknęłam, zaraz ponownie przybierając na twarzy maskę obojętnego smutku. Wciągnęłam niespokojnie powietrze do płuc. Po twarzy spłynęła mi pojedyncza łza. Marco sięgnął do niej i starł ją kciukiem, patrząc na mnie błyszczącymi oczyma. Miałam ochotę stąd uciec, ale jakiś cichy głosik w mojej głowie podpowiadał, że lepiej zostać.
- Aż tak bardzo cię skrzywdził?- zapytał szeptem, na co ja tylko zmarszczyłam dotąd gładkie czoło. Bałam się takich pytań, bo jak dotąd opowiadałam o tym tylko mamie i Mirandzie. W tej chwili najlepszą opcją byłaby moja przyjaciółka, ale akurat ona była kilkanaście tysięcy kilometrów stąd, na jakimś castingu w Nowym Yorku. Zacisnęłam palce na krańcach bluzy, dyskretnie przytakując. Przygryzłam wargę, czekając na dalsze odpytywanie. Ku mojemu zdumieniu chyba zrozumiał, że nie mam ochoty rozmawiać na temat, który został rozgrzebany i teraz jest on dla mnie dość niekomfortowy. Westchnął, wkładając ostatecznie ręce do kieszeni.
- W takim razie będziemy się zbierać. Odwiozę cię do twoich rodziców-powiedział lekko spiętym tonem głosu, na co w odpowiedzi coś zakuło mnie w piersi. Przecież to nie jego wina, że on powrócił, aktywując wszystkie złe wspomnienia. Odwrócił się od mnie, zaczynając pakować wszystko z powrotem do koszyka. Widziałam, że jego barki są spięte. Chciałam coś zrobić, ale nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
- Marco... Przecież to nie twoja wina, że przyjechał. Nie wiedziałeś, że kiedyś... był inny- mruknęłam, wcale nie będąc do końca przekonana, czy aby na pewno się zmienił. Jakby na zawołanie powoli, jedna za drugą, łzy staczały się po i tak już mokrych policzkach. Spojrzał na mnie po raz któryś i miałam wrażenie, iż go teraz w jakiś sposób nie powstrzymam, to zaraz podbiegnie do w moją stronę i zacznie mnie całować aż do utraty tchu. Aczkolwiek przeznaczenia nie potrafiłam oszukać, co trafnie i dobitnie potrafił udowodnić mi Marco.
Objęłam się ramionami, obserwując go w miarę uważnie. Przygryzłam nerwowo wargę, spuszczając wzrok na czubki swoich butów. Przez całe moje życie prześladował mnie pech. Kiedy wszystko już zaczynało być super, nagle ktoś musiał to wszystko zmieść w drobny mak. Zeszliśmy powoli na dół, a schody pożarowe trzeszczały niemiłosiernie. Przez drogę do samochodu zdałam sobie sprawę, że papa i mama nie mogę zobaczyć mnie w takim stanie. Blondyn postawił pakunek na tylnym siedzeniu, po chwili obejmując mnie w talii. Z każdą chwilą szlochałam coraz głośniej, nie potrafiąc przestać. Chciałam wypłakać ten cały ból, który ukrywałam przez tyle lat. Dusiłam to w sobie, chodząc niczym tykająca bomba zegarowa, gotowa wybuchnąć. Kiedyś kochałam go jak głupia. W tym momencie nienawidziłam najbardziej z wszystkich znanych mi ludzi. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, jakim cudem mogłam pokochać takiego mężczyznę. Byłam aż tak zaślepiona? Nagle poczułam, jak Reus mnie całuje. I było to jedyne, czego tak naprawdę pragnęłam. Znaliśmy się raptem kilka godzin, a on w pełnej swojej krasie potrafił mnie oczarować.
----------------------------------------------
Hej! :) Miło mi widzieć aż siedem komentarzy pod tamtym rozdziałem. Aczkolwiek muszę wam przyznać, że nie jestem jakoś średnio zadowolona z tego, co tutaj napisałam. Aczkolwiek tą ostateczną ocenę zostawiam wam, moi drodzy czytelnicy. ^^ Jak pewnie zauważyliście, została dodana funkcja obserwatorów i zmienione tło. Miłego czytania! :)