sobota, 27 września 2014

Rozdział 2. Odważna czy nie?

   Sapnęłam głucho, próbując uwolnić swoje ciało od Marco. Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, jak dwuznacznie to zabrzmiało. Bynajmniej jedyna pociecha taka, że nie powiedziałam tego na głos. Jak jakiś imbecyl wpatrywał się prosto w moje oczy, kiedy zbytnio nie miałam na to najmniejszej ochoty. W końcu nacisk nieco zelżał, z czego niechybnie skorzystałam. Wstałam pośpiesznie, otrzepując niewidzialne okruszki z spodenek oraz krańca koszulki. Przygryzłam wargę, udając, iż nie chcę na niego patrzeć. Zawiązałam rozwiązane sznurówki, zerkając po kolei na każdego z chłopaków. Zaciskali mocno usta, nie wiedząc, czy aby na pewno można się z tego śmiać lub zachować względny spokój. Nie chciałabym być w ich skórze, gdyby jednak się na to zdecydowali. Papa dobrze wiedział, że zrobiłam to w pewien sposób specjalnie. Znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny w tym towarzystwie. Zmarszczył czoło, próbując całą swoją uwagę skupić na coraz lepszej grze chłopaków. Z minuty na minutę zdawali sobie sprawę wraz ze mną z całego planu, który miał zmęczyć nas do ostatniej kropli potu. Chciał osiągnąć 'maksimum'. Bieganie po ulicach i na wybiegach w wysokich obcasach pozwoliło mi wyrobić dobrą formę. Od czasu do czasu czułam palący wzrok blondyna pełzający po moich plecach. Czułam wtedy lekkie zawroty głowy, zarazem mając ochotę podbiec do niego i powiedzieć mu coś... tylko co? Potrząsnęłam czupryną, wracając do rzeczywistości.
   - I jak? Ładny mam tyłek?- zażartowałam, kiedy schodziliśmy do oddzielnych szatni. - A tak na serio, jak grałam?
   - Może być...- Erik puścił oko w moim kierunku, aczkolwiek to nie rozwiało moich wątpliwości.
   - Chwileczkę... masz na myśli moje pośladki czy grę?- uniosłam brew ku górze, mając na celu rozbawić całe spięte towarzystwo.
   - Lizz, idziemy całą drużyną w piątek do klubu. Wybrałabyś się z nami?- zaproponował żywo Mats, pocierając kark ręcznikiem. Najwyraźniej cenił sobie odpowiedź pozytywną.
    - Czemu nie. Masz mój numer, więc zadzwoń - wzruszyłam ramionami, odchodząc w przeciwną stronę. Po całym ciele przebiegł mi taneczny dreszcz, ale ja się nie odwróciłam. Spuściłam lekko głowę, mając tego wszystkiego po dziurki w nosie. Opuszkami palców delikatnie dotknęłam policzka i niemalże natychmiast tego pożałowałam. Zapiekło wściekle. Jeśli miałam koniecznie iść na tą imprezę, to coś musiało mi zniknąć do tego czasu. Zdążyłam tylko przebrać przepocone ubranie na bardziej świeże, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Nie musiałam zbytnio wysilać swojego mózgu, żeby wiedzieć, kto to. Odkrzyknęłam spokojnie, żeby wszedł.
    - Nie mam zielonego pojęcia, co tym razem kombinujesz - zaczął komentować całe zajście papa, przerywając tylko na krótszą chwilę - ale mi się to już nie podoba.
    - Chyba każdemu może pójść sznurówka - wymruczałam najbardziej niewinnym tonem, podnosząc na niego w końcu swój wzrok. Miałam ochotę dość dobitnie mu wytłumaczyć, że to wszystko było po prostu zwykłym przypadkiem. Zacisnęłam pięści, aż zbielały mi kostki.
     - Wpadniesz do nas teraz na kolację?- spytał tata, któremu najwyraźniej przeszła ochota na jakąkolwiek kłótnię. Westchnęłam, taksując jego twarz wzrokiem. Drobna siateczka zmarszczek, której jeszcze nie było rok temu, teraz była.
   - Miałam taki zamiar - odparłam, biorąc ciężkawą torbę do ręki.
   - Podobno Puma na prezentacją potrzebują jakiegoś kobiecego akcentu. Mówili mi o tym już jakiś czas temu i pomyślałem, że może będziesz miała ochotę wziąć w czymś takim udział - dodał szybko, kiedy wychodziliśmy, widząc moją pytającą minę. Ściany były obwieszone kolorowymi fotografiami, lecz niektóre były czarno-białe. Zgodziłam się, ponieważ i tak nie miałam nic lepszego do roboty ani żadnych ważniejszych sesji, które mogłabym odłożyć. Poszliśmy do swoich samochodów. Nagle zwróciłam swój wzrok na auto stojące obok. Posiadało ono charakterystyczną rejestracją, dzięki któremu mogłam poznać właściciela. Pośpiesznie wyjęłam z bocznej kieszonki  notes wraz z długopisem.
                Może tak kawa? Jeśli jesteś pozytywnie nastawiony i nie zraziło cię to, co zrobiłeś, zapraszam na nią jutro po treningu ok. 16. do kawiarni Black Muse. Przyjdziesz, prawda? ;) Nie przepuścisz takiej okazji. :) 
                                                                                  Lisa
   Zarzuciłam włosami, goniąc swoje chłodne myśli. Wcisnęłam liścik przez cienką szparkę niedomkniętej szyby. Ja, ponoć taka odważna osóbka, nie miałam odwagi zaprosić mężczyzny na ra... Nie! Wymierzyłam sobie siarczysty policzek w umyśle. To przecież tylko zwykła kawa- powtarzałam niczym mantrę, zaciskając palce na kierownicy. Jeszcze tego mi brakowało, żeby wprowadzić w moje życie zamęt. Chciałam spokoju, który miał mi zapewnić przyjazd do tego miejsca. Przeliczyłam się, i to sporo.
                                                            ********
- Mamo - jęknęłam po raz wtóry w geście bezradnego protestu nastoletniej dziewczynki. Chwilę, w jej głowie zawsze będę miała tylko dwanaście lat.- Już starczy tego!
     Swoją frustrację skierowałam ku talerzowi, na którym leżała podwójna porcja mięsa oblana grzybowym sosem. Przełknęłam nerwowo ślinę, nabijając głośno na widelec apetycznie wyglądający zielony groszek z grubymi talarkami marchewki. Takie jedzenie było w sam raz, chociaż muszę przyznać, że od czasu do czasu miałam zjeść coś naprawdę niezdrowego. Dawno odeszłam od takich rzeczy.
   - Jurgen zdołał cię namówić na prezentację ich sponsora?- zagadnęła, biorąc ściereczkę do rąk.
   - Yhm... W końcu nie będę gnić w mieszkaniu sama - mruknęłam pośpiesznie, wkładając do ust kolejną porcję jedzenia. Mama była świetną kucharką, nie to co ja, kompletne beztalencie w tej dziedzinie. Wolę nie wspominać swojej pierwszej jajecznicy. Papa był dzisiaj wyjątkowo milczący, co uznałam za znak ostrzegawczy i jednocześnie wzbudziło uśpioną ciekawość. Coś szykował, nie powiadamiając mnie o tym. Najwyraźniej po raz kolejny chciał mnie zdenerwować- sumie to normalne, ponieważ oboje działaliśmy sobie od czasu do czasu na nerwach. Kiedy napotkał moje natarczywe spojrzenie, prawie niezauważalnie poniósł wargi ku górze. Ha, teraz byłam pewna swoich domysłów. Nie miałam najmniejszych wątpliwości. Rozległ się dzwonek do drzwi, na co tylko uniosłam brwi. Tata drgnął, ale zdążyłam go uprzedzić.
    - Boże, czy ty za mną łazisz?- powiedziałam głośno, widząc postać stojącą na progu.
   

4 komentarze:

  1. ajajajaja, no proszę. ^^ będzie ciekawie. ^^ czekam na nn. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Reus zawitał! Haha! Jestem pewna, że to on xD Szkoda mi jej bo wiem jak takie uderzenia bolą, szczególnie od takiego silnego faceta jak Marco ;-; Mam nadzieję, że nie zrobi czegoś głupiego ta dziewczyna.. ;//
    Czekam na next ♥
    Pozdrawiam ♥


    + Zapraszam do siebie na wszystkie opowiadania, to z listem które skomentowałaś w wakacje również xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog i opowiadanie! :)
    Na pewno będę na nie zaglądać :)

    Jestem ciekawa kto zawitał w domu Kloppów :D
    Czyżby był to Marco ? ;>

    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział ! :D
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń